niedziela, 18 stycznia 2009

Podsumowanie tygodnia XXIV

Końcówka szaleństwa grudniowych zakupów (trzeba zacząć oszczędzać, no i waluty nieco drożeją). Ale jak widać jest w czym wybierać.


Od kolegi Michała wreszcie otrzymałem (po kilku miesiącach oczekiwania) Red Stara, grę która powinna wyjść w jakimś 2002 roku, niestety Acclaim padło i gra przeleżała kilka lat czekając na nowego wydawcę. A szkoda, bo gra jest naprawdę fajnym shooterem dla dwóch osób. Miłośnicy chodzenia i strzelania na pewno będą zadowoleni.
Przy okazji zakupowego szaleństwa, wymieniłem sobie napęd dvd. Poprzedni pionieer (116d) przez jakiś czas szwankował, więc wybrałem 216 na sata. Pech chciał, że po zakupie stary model znowu zaczął działać (chyba się przestraszył swego losu). No, ale i tak go wymieniłem.
Z Wielkiej Brytanii przyleciało do mnie kilka nowych gier. M.in. czwarta część serii Dragon Quest (Square-Enix chyba lubi motać Europejczykom w głowach, bo żadna z części gier u nas wydanych nie ma oficjalnego numerka). No, ale gra musi poczekać na to, aż przejdę Fajnale 1-4 (czyli pewnie parę miesięcy).

A propos Final Fantasy IV to widać, też dotarło (razem z Lost Odyssey i najnowszymi przygodami Lary Croft). Niestety, wszystkie gry poczekają na lepsze czasy. Np, aż przejdę poprzedniczki.

Jeżeli chodzi o gry, to zostały jeszcze tylko dwie, a mianowicie Stuntman: Ignition i John Woo's Stranglehold Collector's Edition. Obydwie były na dobrej wyprzedaży w Game, więc nawet jeżeli trudno mówić, że to doskonałe gry, to i tak na pewno nie przepłaciłem.


No i na koniec najnowszy nabytek, telewizor do sypialni/tv/konsol, czyli Samsung LE32A756. Skorzystałem z okazji i kupiłem ten model w Saturnie "bez vatu". Przyzwoita cena, taniej niż na
alledrogo, więc nic nie mogę narzekać. No, może pilot mi się nie podoba, bo przyzwyczaiłem się do wcześniejszego modelu. Chyba trzeba będzie pomysleć nad jakimś harmony logitechu. Ale tv jest dobry. Może czerń nie jest absolutnie czarna, mnie to wali, od 5 lat nie uzywam crtków, więc do obrazu lcd się po prostu przyzwyczaiłem. Ale L4D na dużym telewizorze wygląda jeszcze straszniej niż na monitorze.

No i to tyle, z tego co już do mnie dotarło (a dotarło prawie wszystko).

Udało mi się w nowym roku przejść już całe dwie gry. Z Ghostem "zmęczyliśmy" Gearsy w coopie na hardcore. Niestety, MS ograbił mnie z co najmniej 60 punktów, bo nie zaliczył mi kilku
achievementów (np. przejścia całej gry Donem, czy przejścia całej gry na casualu /chociaż mam każdy z rozdziałów zaliczony/). No cóż, nie chce mi się chwilowo ponownie przechodzić gry, więc sobie daruję, ich strata.
Drugą grą, którą udało mi się skończyć to druga część Phoenixa Wrighta. Jest równie dobra co część pierwsza, chociaż przydałoby się więcej wykorzystywania DSa. Niestety Play-Asia podniosła cenę części trzeciej do 25$ (z 20), więc chwilowo daruje sobie jej zakup, mam w co grać przecież. A miejsce Phoenixa zajął cart Final Fantasy 1&2 na GBA. Chwilowo przechodzę część pierwszą, ale trwa to strasznie powoli. Tzn. pewnie mógłbym ruszyć dalej, ale na wszelki wypadek jeszcze grinduję postaci, żeby sobie sprzęt lepszy kupić i parę poziomów nabić.
Postanowiłem też nieco zapoznać się z Left 4 Dead. Ponieważ chcę na początek zapoznać się z poziomami i samą rozgrywką, gram sobie offline z botami. Nie jest tragicznie, chociaż zdaje sobie sprawę, że to jak lizanie lodów przez szybę. Mimo wszystko jestem całkiem zadowolony z ich "głupoty". Nie stają na lini ognia, potrafią sobie samemu radzić, owszem nie wiedzą po co na ziemi walają się karnistry z propanem (czy czymś innym), ani do czego służy zamontowany minigun, ale nie wymagam zbyt wiele.
Pograłem też nieco w Yakuzę 2. W porównaniu do jedynki widać sporo zmian na lepsze. Przede wszystkim brak jest ochydnego angielskiego dubbingu, gdzie co drugie słowo to fuck. A napisy i japońskie głosy dają naprawdę ciekawy klimat. Sama gra niespecjalnie się zmieniła. Sporo jest łażenia i jeszcze więcej bicia ludzi po pyskach. System walki uległ widocznej poprawie, ma się więcej kontroli nad tym co się dzieje.

No i to tyle, z dwóch tygodni. Chyba sporo.

Brak komentarzy: